Wiecie, co robią ludzie na stypie komedianta? Albo co się wydarza na weselu grabarza? Co łączy Émila Zolę, Franza Kafkę, Witolda Gombrowicza i sir Terrego Pratchetta? Ja już wiem i dzisiaj opowiem Wam o tym, co się dzieje na płycie „Stypa komedianta” zespołu Kirszenbaum, wszak wrażenie mam, że zadziała się tam ogromna różnorodność.

Kirszenbaum to krakowski duet, o którym możemy przeczytać, że „jest jak Wyspiański na mefedronie”[1]. Możecie ich kojarzyć z finału jednej z edycji „Must Be the Music”, ale także jako laureatów Festiwalu Emergenza, gdzie pokazali się nie jako Kirszenbaum (który jeszcze nie istniał), tylko projekcie Pora Wiatru. Spomiędzy licznych sukcesów, jakie odniosła dwójka muzyków, wspomnę jeszcze o jednej, dla mnie subiektywnie ważnej nagrodzie, mianowicie Kirszenbaum zostali laureatami Festiwalu Muzyki Folkowej Polskiego Radia „Nowa Tradycja” 2018. Kacper Szpyrka i Jakub Wiśniewski swoimi utworami tworzą intertekstualny pomost między muzyką i literaturą. Dlatego w kontekście faktu, że na moim blogu pojawią się też teksty na temat literatury, recenzja płyty wydanej nakładem Agencji Koncertowo-Wydawniczej Karrot Kommando  „Stypa komedianta” staje się pomostem między muzyką i literaturą także tu, na Mol(l)u Płytowym.

Obydwaj panowie ściśle związani są z literaturą – Kacper zajmuje się przekładem poezji i filozofii z języka angielskiego i hiszpańskiego (wyczytałam też, że jest księgarzem więc przybijam metaforyczną piątkę księgarską), z kolei Kuba jest autorem polskich i angielskich powieści. Ślady literatury w piosenkach Kirszenbaum są tak rozległe, że jako filolog jestem pewna, iż nie odszyfrowałam wszystkich odwołań. Tak oczywiste osobistości literackie, jak Franz Kafka (w utworze „Franz puKafka”), Émile Zola („Émile Zola&kokakola”) czy Hernrich Harrer („7 minut w Tybecie”) to tylko przedsmak literackich światów, skrytych na „Stypie komedianta”. Na przykład mój ulubiony utwór inspirowany jest notabene jednym z moich ulubionych pisarzy, sir Terrym Pratchettem („Wolni ciut ludzie”). Zachęcam, abyście sami poszukali, bo znaleźć można wielu wielkich, jak Albert Camus, Witold Gombrowicz lub matkę Muminków – Tove Jansson.

Na różnorodności literackiej panowie nie poprzestali. Muzyka, w którą ubierają słowa to mieszanka wielokulturowa. Słyszę tu zacięcie jazzowe, słowiańskie skrzypcowe rytmy („Staś szczurołap” i „Chochoł”), muzykę żydowską, wyraźnie podkreślaną szybkim, rwącym rytmem, skrzypcami i tamburynem („Czarnowidze”), a nawet wpływy brytyjskie, które zauważyłam niegdyś u zespołu Minerals: duszna, rytmiczna i niepokojąca warstwa muzyczna („7 minut w Tybecie”). Wszystkiemu towarzyszy gitara o pięknej, wyrazistej barwie. Tradycję łączą z nowoczesnością poprzez swobodne loopy czy zestawienie francuskiego naturalisty z coca-colą (pisaną w tytule utworu jako „kokakola”).

Na koniec powiem jeszcze o dwóch rzeczach: wokalu i wydaniu płyty. Dwóch artystów, dwie charyzmy głosów. Jak czarne i białe, jak dobro i zło. To też nadaje płycie wyjątkowości, bo mamy tu butny, zachrypnięty lekko głos jednego z panów oraz barwę gładszą, bardziej przyjazną u drugiego artysty. To tworzy pewną równowagę, którą w tak szerokiej odmienności i intertekstualności trudno zachować. Kirszenbaum jednak potrafi to zrobić.

Wydanie płyty jest piękne i także jedyne w swoim rodzaju. Utrzymane w biało-czarnej tonacji (co koresponduje chociażby z dwoma różnymi barwami głosów wokalu), zawiera nie tylko zdjęcie artystów, ale też kadry zawierające przedziwną dwugłową postać oraz dłonie wyłaniające się zza kotary. Do tego mozaika, przypominająca rozlane farby. Kod wizualny nie jest dla mnie do końca jasny na poziomie samego rozpoznania nawiązań do innych przestrzeni artystycznych, jednak na poziomie emocjonalnym czuję kompatybilność pomiędzy muzyką i opakowaniem. Jest artystycznie, jest duszno, jest ponuro, niepokojąco. Brak książeczki wybitnie mi nie przeszkadza. Oprawa graficzna broni tego minimalizmu, w którym zabrakło miejsca na wsuwkę z tekstami. Wnętrze płyty pokazuję na tym filmiku:

 

Po tę płytę warto sięgnąć z wielu powodów: literackich, muzycznych, estetycznych. To zlepek wielu kultur, który niekiedy rwie nogi do tańca, a innym razem zmusza do rozmyślań. Chociaż nie wszystkie teksty jestem w stanie zrozumieć od razu, bardzo szanuję pracę, jaką muzycy Kirszenbaum włożyli w stworzenie intertekstualnej hybrydy. Słucham tej płyty, kiedy tylko mogę – przesłuchałam ją dobre kilkanaście razy, jeśli nie kilkadziesiąt i za każdym razem coś do mnie dociera. To muzyka, którą będziecie smakować miesiącami, jeśli nie latami.

 

Kirszenbaum na facebooku

Mol(l) Płytowy

Mój Facebook: @mollplytowy

Mój Instagram: @mollplytowy

Mój Youtube: Moll Płytowy

 

[1] https://karrot.pl/kirszenbaum