Pod koniec kwietnia 2012 roku do sklepów trafił krążek, który zachwycił koneserów muzyki alternatywnej graniczącej z rockiem. Minerals inspirują się zespołami takimi jak Radiohead czy Coldplay, a dwanaście anglojęzycznych utworów z ich pierwszej płyty o tytule „White Tones” to dowód na to, że polska grupa doskonale radzi sobie z elektryzującymi i magicznymi tonami.

Zespół Minerals wszedł na polski rynek muzyczny z doskonałym przygotowaniem. Często bywa tak, że debiutanckie krążki są niedopracowane, zespołowi brakuje konkretnego zamysłu, czasem trzeba lat, by wypracować sobie swój własny styl. Z płytą „White Tones” nie ma takiego problemu. Przesłuchawszy ją od deski do deski nie miałam wątpliwości, że jest to kawał konkretnej i dobrej roboty.

Jeżeli miałabym gdzieś umieścić zespół Minerals, to włożyłabym ich w alternatywę, która jedną nogą stoi w rocku. Promującym płytę i jednocześnie najbardziej pozytywnym brzmieniowo utworem jest „Last Time”. Tekst traktuje jednak o mało wesołym temacie, niemniej „Last Time” jest bardzo udaną pozycją na płycie i – według mnie – wybór akurat tej piosenki na promocję albumu było dobrym posunięciem. Na grupę Minerals wpadłam przypadkiem, szperając w Internecie – akustyczna wersja „Last Time” wykonana na potrzeby kanału Balconytv. Moją uwagę najbardziej zwróciła jedna rzecz: niesamowity, nietuzinkowy i dokładny rytm. Właśnie to jest największym plusem omawianej płyty. Słuchając krążka mam wrażenie, że chłopaki wzięli mało skomplikowane rytmy po to, by tu dodać jakiś instrument, tam załamać w pewnym momencie „rutynę” gitary akustycznej nieoczekiwanym chaosem perkusji, co w połączeniu daje oryginalne, charakterystyczne brzmienie („Discount”).

Pierwsza płyta Minerals wprawia w refleksyjny nastrój, który jest domeną muzyki alternatywnej. Utwór „01010110” wprowadza słuchacza do świata leniwego, nazwałabym go „hamakowym” – leżysz, słuchasz i po prostu sobie jesteś. W takim klimacie umieściłabym także „Fable”. Chciałabym zwrócić uwagę na charakterystyczny,  pewny i jednocześnie ciepły głos Filipa Pokłosiewicza. Doskonale dobrany barwowo oraz charyzmatyczny wokal idealnie pasuje do nietuzinkowych kompozycji instrumentalnych. Chłopaki z zespołu doskonale odnajdują się także w rockowych brzmieniach, które zresztą zwinne przeplatają z nostalgicznymi, spokojnymi tonami. Utwory takie jak „Mistake” czy „Is This Love” są świetnym dowodem na to, że młodej grupie nie brakuje energii na nieco mocniejsze kawałki. Słuchając utworów spokojnych i tych mniej spokojnych mam jednak jedno, ciągłe wrażenie – w ich muzyce jest coś efemerycznego i to nie jest negatywne doznanie. Ostatnie spostrzeżenia: gitara w „Fast Forward” przypomina mi do złudzenia tą od Red Hot Chili Peppers, a to nie do końca mi się podoba. Utwór ratuje się dzięki wokalowi, który jest oryginalny i niczego mi, na szczęście, do złudzenia nie przypomina. Poza tym nie do końca przemawia za mną tytułowy utwór. Po „White Tones” spodziewałam się czegoś mniej… mrocznego? Czegoś bardziej magnetycznego, hamakowego. Z drugiej strony jednak jest to utwór graniczący: trochę w nim alternatywy, a trochę rocka. Może chodziło właśnie o to, żeby stworzyć aurę wieczornego lenistwa nasączonego lekką nutą zastanowienia?

Debiut grupy Minerals – w moim mniemaniu – jest bardzo pozytywny. Nieprzeciętny rytm, doskonałe, płynne przechodzenie pomiędzy dwoma różnymi klimatami i łączenie ich w harmonijną całość. Ostrożność przemieszana z wyraźnymi dźwiękami. Nieprzeciętny wokal, przełamanie muzycznej nudy. Moje osobiste małe odkrycie, które uważam za ważne.

Mol(l) Płytowy

Mój facebook

Mój instagram

 

Pierwsza publikacja tekstu nastąpiła na nieistniejącej już stronie dobrapolskamuzyka.pl.