Bunt, trud życia, głośne mówienie niewygodnej prawdy, nieszczęście. To Bursa. Głębokie brzmienia, muzyczne grzebanie w trudnych emocjach, przejmujące wykonanie, profesjonalizm. To Fonetyka. Co wynikło z połączenia tych obu biegunów? Płyta „Bursa”, o której postanowiłam Wam opowiedzieć.

Fonetyka to zespół, który niczego się nie boi. Jak bowiem wytłumaczyć to, że pięć lat temu chwycili się wierszy Rafała Wojaczka, czyli człowieka, którego nie można do końca zrozumieć, a uczucia związane z jego poezją są papką niedookreślonych targnięć emocji. Wielką jest to sztuką, by takie wiersze okrasić muzyką, która takie wrażenia potęguje, a nie umniejsza. To właśnie zrobiła Fonetyka z Wojaczkiem. Z Bursą po prostu nie mogło być inaczej. Bardzo podziwiam poczynania chłopaków, ponieważ takie płyty jak „Requiem dla Wojaczka” i „Bursa” to trudny kawał muzyki, zasługujący na chociażby mówienie o nim. Obydwie płyty, które Fonetyka nagrała, były dla mnie osobistym dużym wydarzeniem, ponieważ poezja Wyklętych jest mi najbliższa z całej literatury polskiej. Ponadto gdy usłyszałam aranżacje wierszy Wojaczka postanowiłam śledzić poczynania Fonetyki, dlatego ogromną radością była dla mnie płyta „Bursa”. Kolejny Wyklęty, dwanaście starannie wybranych wierszy spośród wielu. Żadna z płyt Fonetyki nie jest łatwa, wymaga od słuchacza zaangażowania i myślenia. Zatrzymania i zastanowienia się.

Bardzo podoba mi się instrumentalne intro, którego tytuł „1932-1957”[1], to lata w których żył Andrzej Bursa. Już w pierwszych taktach słychać typowe dla Fonetyki brzmienie gitary, po którym można ich od razu rozpoznać. Cały ponad dwuminutowy utwór jest obietnicą tego, co usłyszymy dalej – jest w nim niepokój, zapowiedź tragedii poety, która majaczy ciągle w tle i plącze się pomiędzy wierszami, jest w końcu napięcie, jakaś pustka, którą kolejne utwory mają nam zapełnić. Drugi utwór to „Warszawa-Fantom”, opowiadający o Stolicy, która jest dla poety filmem, mistyfikacją, opowieścią nierealną, na swój sposób brzydki i odrażający. Całą opowieść zawartą w wierszu, który wcale nie jest długi, zespół ubrał w rytm przyspieszający tempo, które sprawia, że odbiorca ma wrażenie jakby biegł po Warszawie, a  wszystkie elementy, o których mówi Bursa migają, atakują jaźń jak zdjęcia ustawione na zbyt szybki pokaz slajdów. Napięcie idealnie buduje brzmienie basu, które jest praktycznie jedynym podkładem instrumentalny pod głos Przemka Wałczuka w pierwszych taktach piosenki.

Całkiem nową aranżacją wierszy w wykonaniu Fonetyki jest „Sylogizm prostacki”. Zarecytowany przez wokalistę tekst opiewają tylko dźwięki w tle: świerszcze, odpalona zapałka, zaciągnięcie się papierosem, które rozpoznaję po odgłosie spalonej bibułki i tytoniu. Ta recytacja wywołuje we mnie obraz: dwie osoby, głęboka bezgwiezdna noc, ból egzystencjalny, który przejawia się w porównaniu klozetu w tancbudzie i zachodu słońca. Analiza tezy, że nie może być pięknym to, co jest za darmo, prowadzi do wniosku, który obnaża ból zadawany przez świat jednemu człowiekowi widzącemu więcej niż przeciętnie się spostrzega. To, w jaki sposób wiersz „Sylogizm prostacki” został przedstawiony przez Fonetykę, idealnie oddaje jego przekaz. Przypuszczam, że wiele osób uśmiechnie się na widok tytułu „Pantofelek”, ponieważ jest to chyba najbardziej znany wiersz Bursy w Internecie i nie tylko. Kolejny krótki i analogiczny tekst, którego podsumowanie (dla osób rozumiejących tę trudną poezję) daje literacki policzek jaźni odbiorcy, przekazuje pewną ponadczasową prawdę o rodzaju ludzkim. Sięgając zaś do samego Bursy, jest to przekaz jego myśli o beznadziei świata i zwątpieniu w człowieka. Po minucie ciszy w nagraniu, którą w stosunku do tego wiersza można interpretować na wiele sposobów, pojawiają się dzwony, Fonetyka przenosi nas do kościoła, ponieważ wiersz wyśpiewany jest na melodię jednej z modlitw mszalnych. Przewrotność przekazu polega na tym, że zamiast pochwały Boga i nadziei, jaką daje wiernym msza, jest zdanie milszy mi jest pantofelek od ciebie ty skurwysynie.

Chciałabym analizować Fonetykę i Bursę jeszcze długo. Każdy z utworów zasługuje na to, by oddać mu kilka linijek. Nie chcę jednak mówić wszystkiego, ponieważ w przypadku bomb artystycznych, do których zaliczyć trzeba „Bursę”, nie można opowiedzieć całości. Płyta jest wszechstronna: jest nostalgia, mocniejsze brzmienia, zdecydowany głos wokalisty i profesjonalne tło instrumentalne. Fonetyka stworzyła ponownie coś, co zasługuje na poznanie i przyjęcie do siebie wszystkich myśli, które wywołuje każdy utwór, a odczucia te są różne. „Bursa” jest pożywką dla wymagającego, myślącego słuchacza. To krążek, o którym chce się porozmawiać w bezgwiezdną, bolesną noc. Taką z papierosem i rozmową, w której analogia prowadzi nas drogą w dół. Taka noc wśród której dochodzi się do wniosku, że nic już nie jest piękne i nie zasługuje na naszą aprobatę. Czuję się szczęśliwa, że mogłam metafizycznie dotknąć tej muzyki, a większym szczęściem jest to, że mogłam o niej opowiedzieć.

[1] Opracowanie VideoArt do tego utworu zrealizował Wawrzyniec Hłasko, o którym wspominam po trosze ze względu na jego nazwisko wiążące się z Markiem Hłasko – polskim pisarzem, który bardzo wpasowuje się ze swoimi opowiadaniami w poetykę Wyklętych i o którym warto przynajmniej usłyszeć i którego teksty serdecznie polecam (przyp. red.).

Mol(l) Płytowy

Mój facebook

Mój instagram

Pierwsza publikacja tekstu nastąpiła na nieistniejącej już stronie dobrapolskamuzyka.pl.