Co dzieje się w walentynki? Zazwyczaj kolacja, różyczka, czekoladki i… kino. Tego wieczoru ja także odwiedziłam żoliborskie Kino Elektronik, ale nie po to, by obejrzeć bzdurną komedię romantyczną, ale po to, by zobaczyć pierwszy z koncertów projektu Percival Wild Hunt Live!

Niewielka sala kinowa – każde z miejsc sprzedane już dawno temu. Na scenie czekają instrumenty: bębny, lira bizantyjska, saz, flety, chyba gęśle. Nie jestem ekspertem od instrumentów dawnych, ale wydaje mi się, że właśnie to widzę. W końcu kontrabas – tego jestem pewna. Drewniane ławeczki okryte futrami już czekają na zespół. Kilka minut po 20:00 wychodzą muzycy ubrani na około trzynastowieczną modłę – długie lniane suknie, tuniki. Zaczynamy!

Koncert rozpoczął się od utworu The Trail – czyli od najbardziej charakterystycznego „Słyszę!”, jakie do tej pory… słyszałam. Oczywiście w wykonaniu Kasi Bromirskieja podczas całego widowiska za plecami zespołu puszczane był trailery z gry Wiedźmin: Dziki Gon oraz fragmenty rozgrywki pasujące do aktualnie granego utworu.

O ile płyta Wild Hunt jest świetna, o tyle te same utwory słyszane na żywo brzmiały jeszcze lepiej. Może to brak sterylności studia, a może fakt, że gra na tak nietypowych instrumentach robi większe wrażenie właśnie w tej formie. Jednak nie tylko instrumentalne wykonanie było imponujące. To, co niemal od razu, już przy pierwszym utworze, wywarło na mnie ogromne wrażenie, to czysty wokal – bez fałszu, bez niepewności. To wielka sztuka grać i śpiewać czysto, szczególnie że ścieżka dźwiękowa do gry Wiedźmin: Dziki Gon pełna jest dwugłosu harmonicznego. Podczas projektu Wild Hunt Live! Kasi Bromirskiej w śpiewie na głosy towarzyszy Magdalena Marchewka, zaproszona właśnie na tę trasę. Swoje prawdziwe oblicze pokazała wyśpiewując melodię, która pierwotnie w utworze Kaer Morhen zagrana została na flecie. Niesamowicie pewny, mocny, operowy głos, który idealnie dopełniał zadziorny ton Kasi.

Dźwięk: Szybkie pytanie do Magdaleny Marchewki – klik!

Koncert jednak nie był jedynie ucztą dla uszu – był to swoisty performens, bowiem wraz z zespołem oraz muzycznymi gośćmi zaproszonymi do trasy (Magdalena – śpiew, Dorota – wiolonczela, Michał – instrumenty perkusyjne), na scenie i wśród widowni pojawił się trzy przedstawicielki Teatru Avatar z Legnicy. W czasie, gdy zespół grał muzykę z gry, aktorki pojawiały się w różnych strojach. Koniec końców widzów niepokoił rudy Sukkub, który przemykał pomiędzy rzędami, pojawiły się także upiorne Wiedźmy z Krzywuchowych Moczarów, w końcu wesołe dwórki z Novigradu, porywające z widowni do tańca – panów rzecz jasna.

Zespół wykonał także utwory, które nie znalazły się na płycie. Były to na przykład Oczy Wiedźmina, podczas którego widzowie mogli obejrzeć teledysk do tego utworu, czy też pieśń Wilcza Zamieć, którą w grze wykonała Anna Terpiłowska. Na koncercie Wilczą Zamieć zaśpiewała Katarzyna Bromirska. O ile Oczy Wiedźmina zrujnowały mój makijaż, o tyle pieśń Priscilli wolę jednak w wersji z gry (co nie oznacza, że wykonanie Kasi było złe, ponieważ nie było).

Tylko dwie rzeczy nie przypadły mi do gustu w całym koncercie: fatalnie ustawione reflektory, które od czasu do czasu oślepiały zbyt mocnym słupem światła, a także wykonanie utworu Main Theme po angielsku. Jest to mój ulubiony utwór z dodatku Krew i Wino, jednak zdecydowanie wolę go w polskiej wersji językowej.

Dźwięk: Poza sceną kilka pytań do Kasi i Michała – klik!

Pomimo tych dwóch drobnostek, które mnie osobiście nie przypadły do gustu, oceniam koncert jako jedno z lepszych przeżyć muzycznych w swoim życiu. Średniowieczne instrumenty na żywo, profesjonalizm i pasja (chyba nikt się nie bawił lepiej podczas koncertu niż sam Michał Rybacki), która wręcz biła od muzyków, a także oprawa artystyczna w wykonaniu Teatru Avatar sprawiły, że niczego na scenie nie brakowało.

Życzę Percivalowi, by zawsze byli tak świetni, spontaniczni, tak otwarci i kreatywni, jakich poznałam ich na scenie i poza nią podczas naszej bardzo krótkiej, ale przyjemnej rozmowy!

Mol(l) Płytowy

Mój facebook

Mój instagram