Spotykamy się na granicy Woli i Śródmieścia, przy rondzie ONZ. Jestem pierwsza więc wybieram miejsce, w którym usiądziemy. Pada na oszkloną salkę z dwoma parami drzwi. Wywiady nie są łatwe – spotykamy się wtedy twarzą w twarz, poznajemy trochę na tyle, na ile każdy zechce dać się poznać. Zawsze takiemu spotkaniu towarzyszą inne emocje niż te, kiedy wkładam słuchawki w uszy i słucham muzyki stworzonej przez kogoś. Staram się trochę wyciszyć, dzięki wcześniejszemu przyjściu mam na to trochę czasu. W końcu pojawiają się – najpierw Anioł, Kuczi i Wojtas, dołącza w końcu DeeDee i Ojciec.

Zanim włączę mikrofon, mamy chwilę, aby porozmawiać. Okazuje się, że zespół Zła Wola to zbieranina niesamowicie dowcipnych gości, którzy nie są skrępowani (albo dobrze to ukrywają!). Pada mnóstwo żartów, słownych przepychanek, a na samym wejściu Ojciec wręcza Wojtasowi uroczo różową tabliczkę na samochodową szybę. Nie dostrzegam, co dokładnie jest na niej napisane, ale z pewnością pada tam słowo „księżniczka”. Wojtas niebawem ma zostać ojcem – stąd prezent. Róż kontrastuje z czernią i przyjemną ciężkością, którą przywodzą na myśl skórzane kurtki, ćwieki. Większość z nas ubrana w kolor sadzy – i różowa, wesoła tabliczka. Pasuje!

Rozmowa się rozpoczyna. Proszę panów aby przedstawili się i powiedzieli na czym grają: Marek „Ojciec” Malinowski – gitara rytmiczna, Artur „DeeDee” Dziedzic – bas, Kuba „Anioł” Pierzchała – perkusja, Andrzej „Kuczi” Kuczyński – gitara prowadząca, Wojtek „Wojtas” Dobrzański – wokal.

Moll: Jak powstał zespół?
DeeDee: „Było nas trzech, w każdy z nas inna krew” (śmiechy). Z Wojtkiem i z Markiem znamy się… (Podpowiedzi chłopaków – za długo, ale Artur nie daje się zbić z pantałyku). Chyba z dwadzieścia lat. Marek wrócił z Irlandii – zawsze grywaliśmy razem, w różnych składach – i postanowiliśmy założyć zespół, żeby pograć niezobowiązująco. Dobraliśmy resztę składu i tak powstał zespół, który okazał się być później Złą Wolą. Zła Wola, bo my we trzech jesteśmy z Woli, a szukaliśmy czegoś, co będzie wspólnym mianownikiem.

Moll: Dlaczego „zła”?
Ojciec: Wiesz, chodzi o to, że sama dzielnica jest robotnicza.
Wojtas: Dużo jest tu mrocznych zakamarków. Ja mieszkam na przykład niedaleko ulicy Gibalskiego, czyli jedna z najbardziej niebezpiecznych ulic na Woli, więc można powiedzieć, że jest zła. Marek okolica przy parku Moczydło, też raczej nie jest ciekawie. Artur bliżej Nowolipia. Nasza muzyka jest taka, jak nasza dzielnica – brudna i mroczna.

Moll: Właśnie – jaką muzykę gracie?
Ojciec: Gramy ogólnie pojęty metal, różnie o nas mówili. Słyszeliśmy groove metal, disco metal, hard rock, soft…
DeeDee (wtrąca): Kinder metal, metal polo. W gwarze wymieniania kolejnych rodzajów muzyki nie słyszę, co mówi Anioł więc proszę, by powtórzył.
AniołWarszawski Black Sabath (śmiechy).
Wojtas: Wiesz co, to tak jak Marek powiedział – szeroko pojęty rock, ale tak naprawdę naszym celem jest to, by na tej płycie każdy znalazł coś, co będzie dla niego. Żeby to było coś prostego i fajnego. Każdy kawałek jest odbiornikiem innych emocji.

Moll: Jak to się stało, że trafiliście w tamtym roku na Emergenzę?
DeeDee: Staramy się zgłaszać wszędzie tam, gdzie możemy, bo wiadomo, że dla młodych zespołów szans jest niewiele – nikt na nie nie czeka, dlatego trzeba bywać. To był z pewnością kamień milowy dla nas i dla tego, co się teraz dzieje. Na pewno dało to nam dużego kopa.

Moll: Jak idzie Wam trasa koncertowa?
KucziZa nami trzy koncerty. Powiem szczerze, że pierwszy był trochę trudny, bo mieliśmy długą przerwę, ale dwa ostatnie były bardzo fajne, przyjemne i ludzie się dobrze bawili.
Anioł: Zaskakująco pozytywnie – bez problemów technicznych, muzycznych, same pozytywy więc czekamy czym nas jeszcze zaskoczy. No i czekamy na premierę płyty przede wszystkim (14 kwietnia w warszawskiej Proximie – przyp. Moll).
DeeDee: Wiesz, nie jesteśmy zespołem, który przyciąga tłumy (tutaj wetuję, a pozostali z zespołu wtórują – „jeszcze nie przyciągacie, jeszcze!”). We Wrocławiu przyszło około pięćdziesięciu osób, w Brzegu, to mniejsza miejscowość, może trzydzieści… W Łowiczu też czterdzieści (Wojtas podpowiada – czterdzieści pięć, pięćdziesiąt), także jak na takie małe miejscowości sporo.
Wojtas: Co jest zaskakujące – w małych miejscowościach jest o wiele więcej osób, które są zainteresowane takimi koncertami.
DeeDee: Małe miejscowości mają naprawdę fajne kluby, prowadzone przez pozytywnych wariatów lokalnych, którzy mają fajny sprzęt albo chociaż dobre chęci i potrafią do tego miejsca ściągnąć ludzi.

Moll: To Wasza pierwsza płyta – opowiedzcie jakie to odczucie wejść do studia i tam pracować nad muzyką?
Kuczi: Ja jako jedyny byłem w studio pierwszy raz. Na początku dostałem (tu zawiesza głos) nie wiem czy mogę przeklinać… Zj***bę (DeeDee wielkodusznie imituje dźwięk cenzury) za złe trzymanie gitary (śmiechy), ale koniec końców okazało się, że to wspaniałe przeżycie. Fajne jest to, że jak wejdzie się do studia, to zupełnie od nowa się uczy tych kawałków. Na próbach zawsze się coś tam zmieni, wstawi, inaczej zagra, a w studio trzeba jakoś to ogarnąć i zagrać to po prostu tak, jak ma być. Wtedy przychodzi dużo nowych pomysłów, trzeba coś wybrać.
WojtasTa płyta dla mnie jeśli chodzi o wokale, gitary, bas jest dopieszczona – taka, jaką chcieliśmy mieć zrobioną. Nie na chybcika, tylko chcieliśmy to zrobić spokojnie, przemyślanie, żeby krążek, który wyjdzie z tłoczni wywołał efekt „wow”.
Ojciec: Strasznie dużo roboty. Najwięcej Artur, bo Artur był na prawie wszystkich nagraniach. Dużo się też działo poza kulisami – godzinne telefony z realizatorem, wyszukiwanie próbek, próba wytłumaczenia tego, co ja słyszę, żeby realizator był w stanie to wyciągnąć. Także kupa pracy i zwieńczenie wielu lat, bo niektóre utwory powstały piętnaście lat temu. Przez chwilę panowie próbują ustalić, który utwór jest najstarszy. W końcu zapada jednogłośny werdykt: „Siostra oddziałowa”.
WojtasStudio pokazuje każdą twoją umiejętność, niedociągnięcie, to czego ci brakuje i to, w czym jesteś dobry. Tam wszystko jest czyste, surowe – dopiero wtedy słyszysz jak dobrze możesz to… podać. No bo ciasto fajnie wygląda jeszcze przed upieczeniem. Możesz spróbować sernika i jest słodki, ale jak się go upiecze, to jest jeszcze lepszy. Mniej więcej tak samo jest z tą płytą.

Anioł: Ja pamiętam taką śmieszną historię, że przygotowałem się mentalnie na nagrania i pierwszego dnia przez pół dnia nie było prądu (wybuch śmiechu i jednocześnie głosy ubolewania). Sytuacja nie z winy studia, ale musiałem przeczekać swoją adrenalinę.
DeeDee: Drugiego dnia były źle nakręcone bębny.
AniołTak! Tak więc z trzech dni nagrywania zostało mi półtora.

Moll: Kto pisze u Was teksty i muzykę?
Ojciec: Na tej płycie pomagał nam nasz przyjaciel, były wokalista, Łukasz Słuszniak, który napisał teksty do dziesięciu z dwunastu utworów. Ja napisałem tekst do „Cisza to krew”, a Artur do „Nie widzę siebie”.
Wojtas: Ja nie piszę tekstów, ale musiałem ułożyć ścieżki wokalowe, które tak naprawdę w części utworów już w jakiś sposób były – wzorowałem się na tym, co śpiewał Łukasz, ale też trochę zmieniłem, dorzuciłem swojego i myślę, że wyszło całkiem fajnie.

Moll: Jakie plany na przyszłość?
DeeDee: Rodzina, dom, emerytura…
Moll: Drzewo?
DeeDee: Tak.
Anioł: Dom na Bali.
MollA tak na serio?
Ojciec: Przed nami jeszcze dużo pracy. Po pierwsze jesteśmy na początku trasy koncertowej.
DeeDee: Nie było jeszcze premiery nawet!
Ojciec: No tak, premiera albumu już niedługo. Najprawdopodobniej pojawimy się na kilku festiwalach podczas wakacji…
Moll: Macie już jakieś konkretne informacje do przekazania fanom?
Ojciec: Jeszcze nie możemy niczego zdradzić. No i na jesieni kolejna trasa koncertowa promująca naszą płytę. W wakacje wydajemy kolejny singiel i jak wydamy jeszcze trzeci, to będziemy je promować w trasie koncertowej.

Na koniec niewiele trzeba dodawać – warszawska Proxima, 14 kwietnia, czyli jutro, start 18:30. Musicie być i poznać ich na żywo! Ja będę!| A niebawem… płyta Złej Woli do wygrania w konkursie. Bądźcie czujni!

Mol(l) Płytowy

Mój facebook

Mój instagram