Kiedy myślę „Żywiołak”, widzę „Leśmian”. Pierwsze płyty tego zespołu były oparte na poezji jednego z najbardziej folkowych i osobliwych poetów, jakich polska ziemia miała przyjemność nosić. „Psychoteka” to nic innego jak Leśmianowa „Karczma” opatrzona piękną, tradycyjną muzyką. Utworowi „Świdryga i Midryga” odpowiada wiersz, o tym samym tytule. Krążek „Globalna wiocha” jest nieco inny – nadal folkowy, ale w stu procentach autorski. Zadałam sobie pytanie: czy Żywiołakowi wyszło to na zdrowie?

Utwory z najnowszej płyty Żywiołaka opowiadają o współczesnym świecie i – jak donosi sam zespół – wycieczką, jaką serwują nam te utwory przewodzi sam duch Fryderyka Chopina, który ukrywa się pod postacią Krasnala. W „Prologu” słyszymy: „Kłopot z tym obcym nazwiskiem więc mnie we wsi zowią Fryckiem, a we dworze paniczykiem – qui a un grand talent.” Jeżeli mam zawierzyć swoim uszom, to melodia w tym utworze jest kreowana na „Chopinowe granie”. Oprawa muzyczna jest oczywiście imponująca: lira, kobza, altówka, lutnia – sama esencja ludowości, folkloru i to właśnie dzięki tym instrumentom grupa stwarza niepowtarzalną aurę „słowiańskiej dawności” i przenosi nas w świat, gdzie gusła i pogańskie wierzenia rządzą całym, przede wszystkim, wiejskim światem.

Długo zastanawiałam się nad tą płytą. Jak ją najlepiej przedstawić i co o niej w ogóle myśleć. Tutaj miałam ludowego Leśmiana, a tu nagle sam Żywiołak, bez pomocy poety, opowiada o tym, że „nocą w Moskwie wszystkie auta są czarne” („Moskwa”) albo, że „na squacie w Berlinie freundschaft cię nie minie” („Berlin”). Poczułam się, jakby ktoś zabrał mnie w podróż nie tylko po miastach (poza wspomnianymi także „Oslo”), ale także po problemach współczesności. Spodobało mi się, że Żywiołak postanowili skomentować w swój osobliwy sposób kwestie religijne („Grzybobranie”), nadmierny rozwój życia  w Internecie („Sieć”) czy chociażby naiwność kobiet („Istanbul”). Bardzo przypadło mi do gustu także odwołanie do bajek („Krasnal rebel song”) oraz utwór, który jest modlitwą, czyli „Pieśń słoneczna” – kiedy jej słucham, widzę leniwą łąkę pełną mleczy i gdzieś w dala, w tle, słyszę pląsające Południce, a na tej łące widzę klęczącą dziewczynę w pięknej sukni i barwnym gorsecie, obowiązkowo z wiankiem na głowie. Podoba mi się to, bo Żywiołak wywołuje we mnie pozytywne obrazy kojarzące się z ludowością i folklorem.

Utwory Żywiołaka utrzymują się ciągle w energetycznych rytmach. „Wiochmen pogo” opowiada o ludziach ze wsi, którzy wcale nie wierzą w to, co mówią ministrowie i władze, a dzięki skocznej i porywającej melodii trafiają jeszcze bardziej do odbiorcy. Bardzo lubię, kiedy zespół śpiewa „o czymś” i utwory są zaangażowane. Najbardziej mimo wszystko uwielbiam Żywiołaków za to, że opisując współczesne czasy używają słów i zwrotów z gwary oraz z języka staropolskiego (chociażby „muzykantów”, „Oj, oj! Dana, dana! Oj! To pożoga!”, „biesy”, „który dla cię” czy „liter za meter”). Poza tym, nadal, odwołania do staropolskich wierzeń (przewija się gdzieś Południca i Dziady), a w „Neurowizji” pobrzmiewa echo „Psychoteki” – bardzo podobny rytm, dobranie instrumentów i charyzma początku utworu, tyle że w „Neurowizji” włada zdecydowanie szybsze tempo. Z powodu moich sentymentów do literatury doceniam także, że w utworze „Moskwa” występuje odwołanie do płodu literatury rosyjskiej, czyli do „Zbrodni i kary”.

Żywiołak ma dwie wokalistki – niby oczywista sprawa. Zauważyłam jednak (nie tylko ja dochodzę do tego wniosku), że na omawianej płycie głosem mocniejszym, wręcz prowadzącym jest głos wyższy (Monika Wierzbicka), a na wcześniejszych krążkach jednak mocą był niższy głos. Biorę pod uwagę to, że skład się zmieniał więc to tylko znak na jakąś małą ewolucję. Mam jednak wrażenie, że altowa Karina Kumorek jest jakby zduszona w niektórych utworach (np. w „Moskwie”), a uważam, że jej głos ma bardzo ciekawą barwę, a obniżenie tonacji nawet o pół tonu albo ton, to nie byłby chyba aż taki problem (możliwe, że niektóre kawałki nie byłyby aż tak dynamiczne). Nie chciałabym, żeby to było pouczenie – tylko sobie „gdybam”. I trochę żałuję, że nie znalazłam na tej płycie Leśmiana – miałam na to cichą nadzieję.

Na początku zadałam pytanie czy „wyzbycie” się Leśmiana wyszło Żywiołakom na zdrowie. Odpowiedziałabym najprościej w ten sposób: ten zabieg nie pomógł, ale i nie zaszkodził. Płyta „Globalna wiocha” prowadzona duchem Chopina jest jak najbardziej pozytywna w odbiorze. Pełna ludowości, wzorowana na staropolskich wierzeniach, bajkach i modlitwach. Skoczne melodie przełamane zaangażowanymi tekstami. Brak poety, przyświecającego im od początku i przewaga jednej wokalistki nad drugą to dwie rzeczy, które mnie jakoś uwierają w duszę. Poza tym – śmiało mogą dostać za tę płytę piątkę z plusem.

Mol(l) Płytowy

Mój facebook

Mój instagram

Pierwsza publikacja tekstu nastąpiła na nieistniejącej już stronie dobrapolskamuzyka.pl.