O Heilung pisałam kilka miesięcy temu. Chciałam zapoznać Was z tą osobliwą formą muzyki, która w zasadzie jest nie tyle samą muzyką, co całym przedstawieniem artystycznym. Opowiadałam o tym, że koncerty to istne szamańskie gusła, mające swe pochodzenie w wierzeniach skandynawskich i germańskich. Dziś opowiem Wam nieco więcej o wyimku przedstawienia, jakim są produkcje Heilung, czyli o muzyce.

Jeśli jeszcze nie czytaliście wstępniaka na temat grupy Heilnug, zapraszam Was tutaj – to właśnie w tym tekście pisałam o tym, kim są muzycy, co tworzą i jak wyglądają koncerty. Dzisiaj będzie nas interesowała jedynie warstwa muzyczna, a użycie słowa „jedynie” w przypadku tak osobliwego spektaklu, to ogromne niedopowiedzenie. Heilung ma na swoim koncie trzy wydawnictwa: „Ofnir” z 2015 roku, „Lifa” z 2017 roku i „Futha” z 2019. Z okazji wydania ostatniej płyty zespół wyruszył w trasę koncertową. Czechy, Norwegia, Niemcy, Polska, Austria, Szwajcaria, Wielka Brytania, Francja, Belgia i Ukraina – to kraje, w których zespół koncertuje.

Jeśli miałabym powiedzieć, z czym kojarzy mi się muzyka Heilung, to z pewnością użyłabym słów „niepokojąca”, „poruszająca”, „wielobarwna”, ale też „mroczna”, „hipnotyzująca” i „wyrazista”. Muzycy potrafią stworzyć klimat, który idealnie oddaje surowość Skandynawii, ale też mroczność obyczajów szamańskich. W utworze „Galgaldr” głosy mówiące są chrapliwe, przerażające, a całość dopełnia warczenie. Bardzo często w muzyce Heilung słychać rytmiczne bębny, do tego jednostajny głos, który w tym samym rytmie deklamuje tekst. Ogólnie rzecz biorąc zespół często używa właśnie deklamowania i recytowania, co tym bardziej podkreśla to, że muzyka, którą tworzą, jest w głównej mierze odtworzeniem obrządków pogańskich. Na dodatek to niesamowite, że potrafią warstwą muzyczną oddać szum wody i klimat Skandynawii, a muzyka grana jest na instrumentach średniowiecznych, co jeszcze bardziej rzutuje na przeniesienie słuchaczy o wiele, wiele lat wstecz.

Helinug to też śpiewanie. To śpiew wielogłosowy, to chóry żeńskie i męskie. To nawoływania, zagrzewanie do boju mocnymi, rytmicznymi partiami. Według mnie utworem, który najlepiej oddaje umiejętności, pomysłowość i wielobarwność grupy jest „Norupo” czy chociażby „Othan”, gdzie przez pierwszą minutę utworu powtarzana jest jedna fraza. W teorii brzmi nudno, jednak monotonny tekst śpiewany jest przez wiele osób, na kilka melodii, przeplatają się wzmocnienia żeńskich chórów z męskimi. W rozwinięciu utworu znowu pojawia się fraza, która pełni funkcję refrenu. Rozwija się warstwa instrumentalna, rytmiczna i można wpaść w przyjemny trans.

 

Muzyka Heilung to magia. Przy groźnych powarkiwaniach jest miejsce na użycie dzwonków, współgrają kobiece, melodyczne alty z monotonnymi męskimi basami. To muzyka ciszy i muzyka krzyku. To trans, któremu chce się poddać bezwiednie. Mięśnie wiotczeją, kiedy z zamkniętymi oczyma słucha się kolejnych utworów.

Jeśli miałabym Wam coś polecić, to polecam pójść na koncert, a w domu posłuchać wydania studyjnego. Najlepiej ze słuchawkami na uszach. Na leżąco. Z zamkniętymi oczyma.

Magia.

Mówię Wam – magia.

Mol(l) Płytowy

Mój Facebook: @mollplytowy

Mój Instagram: @mollplytowy

Mój Youtube: Moll Płytowy