Tego dnia Warszawa przeniosła się w czasie i przestrzeni. Właściwie to biegliśmy przez lata, kontynenty, literaturę. Byliśmy we Francji, Czechach, Finlandii i w Wielkiej Brytanii. Byliśmy w Antyku, Średniowieczu, ale i we Współczesności. Wszystko za sprawą Kuby i Kacpra – zespołu Kirszenbaum.

Spotkaliśmy się w pięknym miejscu – Promie Kultury na Saskiej Kępie w Warszawie. To bardzo piękny, kameralny ośrodek, w którym odbywają się koncerty, pokazy i spektakle. Jednym z takich wydarzeń był koncert krakowskiego duetu Kirszenbaum, o którym pisałam nie tak dawno tutaj. Na scenie stały dwie gitary, skrzypce, dwa mikrofony. Ze ściany patrzyła na nas czarno-biała karykaturalna twarz, która skojarzyła mi się od razu z niemymi filmami, które jak się okazało, towarzyszyły całemu koncertowi. W końcu na scenę zaproszono Kirszenbaum.

I się zaczęło.

Muzyka, którą przedstawiają panowie, jest niesamowita. Ciągle powtarzam, że to pomost między dźwiękiem i literaturą, które w ich wykonaniu są nierozłączne. Byłam bardzo ciekawa czy koncert będzie tak samo dobry, jak płyta. Powiem szczerze – było jeszcze lepiej. Koncert był niemal transem, z pewnością dla muzyków, dla których scena była inną galaktyką. Na szczególną uwagę zasługuje ekspresja Kacpra, który wyrabiał na gitarze akustycznej takie rzeczy, że samo patrzenie sprawiało przyjemność. Tam działo się wszystko: powolne tempo, przyspieszenie, szaleńczy tętent rączych strun, które ciągle i ciągle trzeba było dostrajać.

Nie myślcie jednak, że i Kuba nie szalał na skrzypcach. Szalał też, w różnym stylu – folkowym i nowoczesnym, a nawet postnowoczesnym. Tak szalał, że aż pękła struna! Jak sam opowiedział w krótkim wywiadzie, który znajdziecie na samym dole, łoi kwintami więc struna była mu niezbędna. Poszedł ją założyć, a w tym czasie Kacper zabawiał publiczność rasową konferansjerką, która skupiała się na podśmiechiwaniu się z biednej struny i skrzypka! Tak oto „Stypa komedianta” zamiast w trzy minuty, została zagrana przynajmniej drugie tyle dłużej. Publiczność była wyrozumiała – i dla skrzypka, i dla konferansjera.

To było naprawdę świetne spotkanie. Wszystkie emocje, zamknięte w krążku i plikach dźwiękowych, wybrzmiały ze zdwojoną siłą. Artyści przedstawili swój materiał na najwyższym poziomie. Czuję ogromny szacunek do tego, co zrobili na scenie, ponieważ nie dość, że grają we dwójkę dość złożoną muzykę, używają do tego loopów, które same w sobie są wymagające. Do tego dołożyć trzeba różnorodność stylową, którą reprezentują panowie i mamy kawał ciężkiej roboty.

Ach i jeszcze jedno za co kłaniam się nisko, po same czubki butów: zwinne i swobodne używanie slide’a do gry na gitarze.

Czy warto iść na koncert Kirszenbaum? Oczywiście! To dziwna muzyka, ale dziwna w pozytywnym sensie: pasjonująca, niebanalna, do tego teksty, które ociekają literackością. Piękna sprawa, tym bardziej na żywo. Na zachętę wyżej możecie posłuchać krótkiej rozmowy z muzykami.

 

Mol(l) Płytowy

Mój Facebook: @mollplytowy

Mój Instagram: @mollplytowy

Mój Youtube: Moll Płytowy