Fot. prywatne archiwum Ilony Wiśniewskiej.

 

Reportażystka i fotografka. Autorka trzech reportaży o Północy, dwóch o Norwegii i jednego o Grenlandii. Nominowana i nagradza, ale tego możecie dowiedzieć się z okładek jej książki. Jest właścicielką kota Raptusa, który uwielbia śnieg i czasem się gubi oraz małego kota Puszkina, który z kolei lubi śnieg… lizać! Jest odważna i skromna. Kiedy w wymianie maili przyznaję się, że uwielbiam jej reportaże, odpisuje: „To głównie zasługa moich wspaniałych bohaterów.”

Ilona Wiśniewska, autorka reportaży „Białe. Zimna wyspa Spitsbergen”, „Hen. Na północy Norwegii” oraz „Lud. Z grenlandzkiej wyspy”. Trzy reportaże wypełnione po brzegi poruszającymi historiami, codziennością zwykłych ludzi, historią opisywanych miejsc, problemami o których my, tutaj w Polsce, nie mamy nawet pojęcia. Jednak nie będę przedłużać, bo o reportażach Ilony pisałam tutaj.

Zapraszam do wywiadu.

Mol(l): Jak to się stało, że zaczęłaś pisać reportaże?

Ilona Wiśniewska: Reportaż pojawił się trochę przez przypadek. Zawsze chciałam pisać, ale dopiero po wyjeździe na Spitsbergen zobaczyłam, że najciekawiej jest opowiadać historie o prawdziwych ludziach i zdarzeniach, których jest się świadkiem. To wymaga empatii, szacunku do swoich rozmówców i niezamykania się w utartych schematach myślowych. Pozwala też skonfrontować się z własną nieśmiałością. Świat na Północy jest dla mnie tak ciekawy, że nie mam potrzeby (a może nie do końca potrafię) go wkładać w ramy fikcji.

M.: Czy w pisaniu reportaży jest coś, co absolutnie kochasz? I od razu pytanie z drugiej strony – czy jest coś, co jest kulą u nogi w tym rodzaju pracy?

I.W.: Uwielbiam ten moment, kiedy temat się krystalizuje, zaczynam kontaktować się z bohaterami reportażu, czytać, przygotowywać się do czasem kilkumiesięcznego, a czasem kilkudniowego samotnego wyjazdu i kiedy wszystko się układa. A kulą u nogi są momenty, kiedy jak na przykład przy wyjeździe na Grenlandię, jeszcze w Oslo, ukradziono mi portfel albo kiedy w kluczowym fotograficznie momencie zamarzł mi aparat. Kulą u nogi są rozmowy, które chciało się przeprowadzić, miejsca, które chciało się sfotografować, ale z jakichś względów to się nie udało i potem pisząc tekst, wie się, że czegoś brakuje.

M.: Oglądałam live, w którym opowiadałaś o tym, że piszesz kolejną książkę o Grenlandii. Powiem – jak to było wrócić na Grenlandię? Czy to był trudny powrót?

I.W.: Jeszcze tam nie wróciłam. Lecę na kilka miesięcy w połowie września. To na pewno będzie trudny powrót, zwłaszcza że lecę do miejsca, z którego pochodził główny bohater Ludu i gdzie jest pochowany. 

M.: Czy masz już pomysł, o jakich aspektach dotyczących Grenlandii będziesz pisać w swojej czwartej książce? Jeśli możesz oczywiście cokolwiek zdradzić 🙂

I.W.: Na razie mam nadzieję, że uda mi się dotrzeć jesienią do najdalej na północ zamieszkanej części Grenlandii i też na coś się tam przydać. Opowieść zacznie się układać, kiedy poznam ludzi.

M.: Czego nauczyło Cię życie na Północy?

I.W.: Radzenia sobie z samotnością, doceniania ludzi, a przede wszystkim godzenia się na to, co jest. Na Północy wszystkiego jest mniej: od asortymentu sklepów, przez wydarzenia kulturalne, po gatunki ptaków i po jakimś czasie okazuje się, że to mniej to jest właśnie dosyć. Północ nauczyła mnie też wielkiego szacunku dla przyrody. 

M.: Jak Norwegowie radzą sobie z sytuacją, która panuje teraz na całym świecie? Początki chyba były ciężkie, prawda? Pisałaś na Facebooku, że na ulicach jest teraz ciszej, a ludziom do siebie jakby dalej, obco. Czy to się zmieniło?

I.W.: Pandemia wyzwala w nas to, co najlepsze i to, co najgorsze. Na początku rzeczywiście Norwegowie chyba sami nie radzili sobie ze strachem, bo w kraju, który definiuje zaufanie do innych i otwartość, wiele razy spotkałam się z tym, że ktoś przechodził na drugą stronę na mój widok, dużo było spuszczonych spojrzeń, jakby to nie był ten sam kraj. A teraz to się wszystko unormowało, bo też pandemia nie rozwija się gwałtownie, sytuacja jest pod kontrolą. Trzymamy dystans, ale już na siebie patrzymy, więc wierzę, że właśnie to jest najlepsza twarz Norwegii.

M.: Mollplytowy.pl to strona nie tylko o książkach, ale także o muzyce. Stąd pytanie – czego słuchasz?

I.W.: Pisanie nieodłącznie wiąże się dla mnie ze słuchaniem muzyki. Każda książka powstawała z jakąś muzyką w tle. „Białe” z płytą „Piramida” duńskiego zespołu Efterklang i estońskim kompozytorem Arvo Pärtem. Przy „Hen” słuchałam bardzo dużo Maxa Richtera, a z pisaniem „Ludu” kojarzy mi się najbardziej grenlandzki hip-hop (Taatsi) i heavy metal (Siissisoq). Wyrosłam w czasach, kiedy heavy metal lubił się z hip-hopem i muzyką elektroniczną, a główną sceną muzyczną było Seattle. I jestem absolutną wyznawczynią dwóch głosów: Mike’a Pattona i Toma Waitsa. 

Pytania od czytelników:

1. Czy jest taki temat, o którym marzysz, aby napisać, ale nie masz odwagi i wiesz, że raczej go nie zrealizujesz?

I.W.: Nie mam specjalnych problemów z odwagą i nie boję się trudnych tematów. Teraz zaczęłam pisać kilka krytycznych tekstów dotyczących norweskiej polityki środowiskowej i co chwilę spotykam się z komentarzami, że to tylko wierzchołek korupcyjnej góry lodowej i że lepiej się tym nie zajmować. A to mnie tylko zachęca, by w tym lodzie kopać dalej. Nie wiem, jak ułoży się moje pisarskie życie, więc nie mogę wykluczać zajęcia się jakimkolwiek tematem w przyszłości. Póki co mam to szczęście, że wszystkie moje reporterskie fantazje znajdują aprobatę wydawców i mogę pisać dokładnie o tym, o czym chcę. 

2. Jakie stereotypowe wyobrażenia, które miałaś przed wyjazdem o Norwegach okazały się kompletną nieprawdą, a które się potwierdziły?

I.W.: Nie wiem, czy miałam jakieś stereotypowe wyobrażenia o Norwegach, bardziej o Norwegii jako kraju, gdzie jest piękna natura i czerwone domki. Tu, gdzie mieszkam, jest dużo brzydkiej architektury, starych, odrapanych domów, przez co ten kraj jest o wiele bardziej interesujący. Nie wiedziałam przed przyjazdem, że Norwegowie tak rzadko proszą o pomoc, a jednocześnie są tak uprzejmi i życie społeczne opierają na zaufaniu do siebie i władz, zwłaszcza w kryzysowych sytuacjach.

3. Twoje książki wywołują w czytelnikach ogromne emocje. Ty sama także zdajesz się być osobą wrażliwą. Powiedz – jak radzisz sobie z byciem obiektywnym pośrednikiem między opowiadanymi historiami a czytelnikami? 

I.W.: Czasem w ogóle sobie nie radzę. Najważniejsze jest dla mnie to, żeby traktować swoich bohaterów tak, jak sama chciałabym zostać potraktowana przez kogoś piszącego o mnie/moim kraju/moich doświadczeniach. Nie mam reporterskiego dystansu do opisywanych historii, więc one potem we mnie siedzą, wydostają się w najmniej oczekiwanych momentach i wpływają na moje kolejne wybory. Ważne, że mam blisko siebie dobrych ludzi. 

 

Reportaże Ilony Wiśniewskiej zostały wydane nakładem Wydawnictwa Czarnego.

 

Mol(l) Płytowy

Mój Facebook: @mollplytowy

Mój Instagram: @mollplytowy

Mój Youtube: Moll Płytowy