Półnaga wojowniczka tańczy z płonącym porożem w dłoniach. Szaman okadza scenę przed rozpoczęciem koncertu i po jego zakończeniu. Kiedy na scenę wychodzi Heilung, publiczność w Warszawie zamienia się w szalony pogański tłum – krzyczą, tupią, wyją. Jak wilki.
We wtorek 22 października 2019 roku na własne oczy zobaczyłam koncert Heilung. Atmosfera pod sceną była wyjątkowa – mnóstwo osób było przebranych na modłę średniowiecznej Skandynawii, a kiedy zespół wszedł na scenę, Palladium utonęło w krzyku, wyciu, deski pod butami trzeszczały, kiedy tłum wściekle tłukł w nie stopami.
Sam koncert był magiczny. Rozpoczął się i zakończył w taki sam sposób. Jeden z muzyków okadził scenę i instrumenty kadzidłem, jakby to miało ochronić muzyków. Co ważne Heilung nie bisował, co uważam za zasadne w przypadku takiego wydarzenia. Był to wszak nie tyle koncert, co przedstawienie oparte na pogańskich obrządkach Skandynawów. Skoro więc na koniec scena została okadzona, czym performans został zamknięty, wyjście na bis zakłóciłoby całościowy obraz swoistej ceremonii.
Muzycy byli jak zawsze niesamowicie ucharakteryzowani – na średniowiecznych wojowników, seedów, wiedzących i szamanów, z porożem na głowach, futrami na ramionach, w sukniach i barwach wojennych na twarzach. Grali na bębnach, flecie, a także na instrumencie smyczkowym, którego nie rozpoznałam, a który z pewnością tradycją sięgał do wieków ciemnych. Christopher Juul zagrał też… na mieczu. Muzykę dopełniali wojownicy, którzy wychodzili na scenę z tarczami i bronią. Powiedzieć o nich, że odpowiadali za chórki, byłoby barbarzyństwem. To były dzikie krzyki, jakby szli do boju. Półnaga wojowniczka została zgładzona przez Kai Uwe Fausta, a pod koniec utworu wskrzeszona przez Marię Franz. Później ta sama wojowniczka tańczyła z porożami w dłoniach. Poroża płonęły. Płonęła też pałeczka, którą Faust grał na bębnie.
To jedno z bardziej intensywnych przeżyć muzycznych, jakich miałam okazję doświadczyć. Rozumiane nie na poziomie językowym, a emocjonalnym oraz symbolicznym przedstawienie, jakie zaserwował zespół Heilung, na długo pozostanie w moim wspomnieniach. Przede wszystkim czułam się wśród widzów jak w rodzinie, a podczas całego przedstawienia po prostu wiedziałam, że jestem tu, gdzie tego wieczoru powinnam być.
Pomyślałam też, że gdzie jeśli nie w teatrze powinno zadziać się właśnie takie wydarzenie – pogańskie gusła, magia w środku Warszawy.
Mol(l) Płytowy