Zabieramy SIĘ z Kirszenbaum w nieziemską podróż. Na Marsa z Motomyszą, a z Dymitrem K. gdziekolwiek poza Ziemię, bo Dymitr poznał ludzi i nie poleca. Biorą całą (pop)kulturę, mieszają w jednym wiadrze, a po wylaniu jej przed uszy słuchaczy – chociaż spodziewamy się berbeluchy – mogą śmiało powiedzieć: słuchajcie, nie pożałujecie. Po przesłuchaniu płyty „Się” Kirszenbaum nic nie wydaje się oczywiste. Na dodatek dzieje się tam wiele pod kątem językowym. Ciekawi? No to chodźcie.

Kirszenbaum to bezkresne sensy, intertekstualne pomosty między utworami a literaturą i kulturą. W końcu muzyka tego krakowskiego duetu, który porównywany jest do Wyspiańskiego na mefedronie, to jedna wielka prowokacja i igranie z wielkimi tekstami kultury. Tak wielkimi, jak „Biblia”. Do mistrzowskich tekstów dochodzi w końcu muzyka, która ma elementy spójne, występujące tuż obok wielkich improwizacji gitarowo-skrzypcowych.

W swoich utworach jak zawsze muzycznie nawiązują do szeroko pojętego folku. Słyszę tam iście góralski sznyt, ale i nawiązania do tradycyjnej muzyki żydowskiej. To wszystko połączone jest z energicznymi, improwizowanymi melodiami, scalonymi loopem i gdzieniegdzie upstrzonymi efektami. Do tego śpiewają o Syzyfie, który toczy SIĘ pod górę, ludziach, którzy Poxipolem mają sklejone powieki i usta (utwór „Się”). Innym razem śpiewają, że Małemu Księciu rośnie broda i brzuch (utwór „Lou”).

W muzyce Kirszenbaum uwielbiam to, że przy pomocy dwóch instrumentów, kilku efektów i loopa potrafią zrobić niesamowite, różnorodne utwory: niektóre porywają wręcz do tańca i pląsów, a inne wprowadzają w kontemplację (jak „Ostatnia bania Dymitra K.”). Potrafią stworzyć też taką muzykę, przy której po prostu zamyka się oczy i się ją chłonie.

W tekstach Kirszenbaum dzieje się wiele także na poziomie językowym. Kacper i Jakub uwielbiają bawić się homonimami, czyli słowami, które mają wiele znaczeń. Na pierwszy rzut ucha, kiedy słyszymy „człowiek zasad” myślimy o osobie, która ma twarde postanowienia, trzyma się tych swoich zasad. A później Kirszenbaum dorzuca „i kwasów” i od razu przypominają się lekcje chemii z liceum. Kiedy śpiewają o drodze mlecznej bez laktozy, nawiązują do galaktyki i płynu, który macie zapewne w lodówce. Ponadto nagminnie odwołują się do innych utworów, na przykład do „Akademii Pana Kleksa”, gdy śpiewają, że dżin nie jest dziki, ale jest zły. Co powiecie na aliterację, czyli celowe powtarzanie głosek lub wyrazów, aby nadać tekstowi ekspresji? Mam dla Was taką: „Szaman ma szamana vana, który sumie w noc”. Za mistrzowską grę słów uważam tę z utworu „Wniebowzięcie Dymitra K.”, utworu nagranego z Marcinem Świetlickim: „Weźże mnie niebo, w piekle jestem spalony”.

Na początku pisałam o wrzuceniu do wiadra (pop)kultury i fakcie, że po zmieszaniu elementów, wyszła spójna całość. Batman, wspomniany już Dymitr Karamazow, Motomysz, Herling Grudziński, do tego Tołstoj, Gagarin, dżin i szaman. Nie da się stworzyć z tego całości? A no właśnie, że się da. Kirszenbaum udowodnili to już po raz kolejny.

Płytę możecie zamówić w sklepie wydawcy, czyli Karrot Kommando >>tutaj<< . Kłaniam się w stronę Karrot Kommando, dzięki któremu po raz kolejny mogłam wysłuchać kolejnej świetnej płyty i tym samym mogłam się podzielić wrażeniami z odsłuchu.

 

Mol(l) Płytowy

Mój Facebook: @mollplytowy

Mój Instagram: @mollplytowy

Mój Youtube: Moll Płytowy

0 0 votes
Article Rating